Przeciw paktowi z diabłem
W
środku ujrzeli pełno różnych roślin, a zapach unoszący się tam
sprawiał, że Decimus był zaniepokojony. Ostatni raz czuł coś takiego
lata temu, podczas wyprawy do jakże pięknego, lecz pełnego czarciej
magii miasta. Pamięta do teraz to, co tam się działo.
Jedna
z patrycjuszek była czarownicą, której lękali się wszyscy, nawet
kapłani. Do czasu pojawienia się inkwizytora, ponieważ skrócił ją o
głowę, po czym zwłoki spalił.
Lucjusz spojrzał na gospodarza. Był nim starzec o równie niebieskich oczach, jak u urodziwego dziewczęcia. Ich kolor można byłoby porównać do błękitu płynącej, rwącej rzeki. Z zamyślenia wyrwał go przeszywający ból w prawym ramieniu.
Rozejrzał
się, a jego oczom ukazał się zdumiewający widok. Przepiękna dziewczyna
nagle zmieniła się w staruszkę ze strasznie zniszczoną skórą, złowrogim
spojrzeniem i brodawką na brodzie. Natomiast właściciel chaty był coraz
bliżej jego i Decimusa. W rękach trzymał dwa sztylety i celował w nich.
Starszy inkwizytor z zimną krwią dwoma ruchami zabił wrogów, po czym
wybiegł z chaty. Przerażony Lucjusz upadł i z trudem starał się wstać.
Podczas prób powstania dotknął skórę starca. Była śliska, jakby miał
styczność z rybą. Poczuł czyjś dotyk na swoim karku i nagle się znalazł na koniu współtowarzysza. Decimus
dobrze wiedział, że muszą oni jak najszybciej uciekać z przeklętej
wioski. Niestety, na ich drodze pojawiła się rzesza wieśniaków z
wymalowaną złością na twarzy. Inkwizytor wraz z ledwo dyszącym kompanem
szukali wzrokiem innego wyjścia. Ku ich zdziwieniu, tuż obok jednej z
chat, ukazała się dróżka, która może prowadzić do kolejnego wyjścia. Ruszył
galopem, mijając przy tym zdumiewające go widoki: od kobiety o trzech
dłoniach do młodzieńca z zębami niczym pirania. Zdumiony, a zarazem
przerażony, widząc zbliżający się rozgoryczony lud, schronił się w
jednej z chat, znajdującej się za małym zakrętem. Zamknął drewniane
drzwi i zaczął nasłuchiwać.
Jak wielkie stały się jego oczy, gdy pod swymi stopami ujrzał śnieżny puch.
Na środku pomieszczenia stał chłop, opatulony w futro, wyglądający na
zmarzniętego. W jednej z dłoni trzymał niewielki toporek. Ruszył ku
przybyszom, zapewne z zamiarem zaatakowania ich. Osłabiony Lucjusz leżał
na ziemi, a jego towarzysz bez namysłu wyjął ostrze, którym ugodził
napastnika. Biorąc na ramię swego druha, opuścił to miejsce. Wskoczył
na konia, na którego grzbiecie usytuował uprzednio swego towarzysza.
Rozejrzał się dookoła. Nie dostrzegł nikogo. Za to ujrzał rzekę- równie
szeroką, jak i głęboką, a na niej niestabilny most. Niepewnie
weszli na spojenie, lecz gdy do ich uszu dobiegł trzask łamanych desek,
przyspieszyli kroku. Na drugim brzegu schowali się w rozłożystych,
gęstych krzewach. Lucjusz oznajmił :
-
Panie mój, obawiam się, że nie zdołam ci towarzyszyć. Jednak tę wioskę
trzeba uwolnić od złych czarów. Pomóc ci w tym może mój jedyny brat.
Niestety, mieszka on w małym miasteczku, a odnajdziesz go prawie że na
krańcu świata.
-
Niczego się nie obawiam, nawet tak długiej wyprawy. Przedstaw mi imię
swego brata, żebym mógł go odnaleźć. - Decimus spojrzał na Lucjusza
zamykającego powoli oczy.
-
Zwie się on Adelard. Pracuje on jako kowal. Posiada swój własny zakład.
To dobry człowiek, pomoże ci - odetchnął powoli, po czym jego oczy
przykryły powieki. Zapadł bowiem w błogi sen.
Mężczyzna
zacisnął zęby. Musi odnaleźć kowala. Energicznie wstał, wsiadł na
ogiera, a oczami wyobraźni ujrzał twarz kobiety, która postrzeliła
Lucjusza. Jadąc, wyobrażał sobie szczęśliwe chwile spędzone z ową
kobietą. Rozmarzony Decimus zapomniał o niebezpieczeństwie, jakie może
na niego czyhać i właśnie wtedy zza rogu wyskoczył chłopak
przypominający wilkołaka, który miał nadprzyrodzoną moc- niezwykłą
szybkość. Decimus starał się pozbyć chłopaka na różne sposoby, ale
bezskutecznie. Nagle ujrzał ogromnego dzika, który zaatakował człowieka o
twarzy zwierzęcia i go uratował. Szczęśliwy dotarł do miasteczka, w
którym miał odszukać brata Lucjusza.
W pierwszym domu mieszkał kowal. Z racji tego, że była to czwarta godzina w
nocy, inkwizytor musiał zaczekać, aż drzwi zostaną mu otworzone. Kiedy
wreszcie się to stało, w progu ujrzał postawnego mężczyznę. Gospodarz
zapytał go:
- Co Cię tu sprowadza o tej godzinie człowieku ?
-Twój
brat Lucjusz nie zdoła mi towarzyszyć w uwalnianiu wioski od złych
czarów. Zapewniał mnie jednak, że ty mi w tym pomożesz.- powiedział
Decimus.
-Kiedy miałbym Ci pomóc?- zapytał nie kryjąc zdumienia.
- Jak najszybciej. Nie mamy czasu do stracenia.-rzekł Decimus.
- Wezmę najpotrzebniejsze rzeczy i możemy ruszać- powiedział Adelard.
Po dwudziestu minutach mężczyźni wsiedli na konie i pognali do wioski.
Po
drodze Decimus wyjaśnił nowemu towarzyszowi, co się stało w wiosce
pełnej czarciej magii. Kowal stwierdził, że najprawdopodobniej wszyscy
mieszkańcy podpisali pakt z diabłem, więc potrzebne jest
błogosławieństwo papieża oraz więcej wymusztrowanych wojowników.
Postanowili zboczyć z trasy i pognali do najbliższego miasta, by
poszukać chętnych mężczyzn, a zarazem wysłać wiadomość do najwyższego
kapłana. Napisali ogłoszenie o następującej treści:
Ogłoszenie
W
imieniu najstraszniejszego inkwizytora Decimusa oraz Kościoła poszukuję
ochotników do walki. Otóż, muszą być to osoby odważne, waleczne oraz
honorowe. Chętni proszeni są o zgłoszenie się do pobliskiej karczmy.
Nabór trwa do nocy, podczas której księżyc będzie w pełni. Mile widziana
jest broń bardzo dobrej jakości.
Podczas
kilku dni pobytu w danym miasteczku znaleźli 10 chętnych, którzy
wykazali się ogromną odwagą w przeszłości, a papież pobłogosławił ich
broń oraz obiecał, że będzie się za nich modlić. Drogę umilił im widok tęczy.
Kiedy dotarli na miejsce, ujrzeli istne piekło. Decimus poczuł gniew
oraz potrzebę zemsty. Wbiegł w środek grupy potworów i wymachiwał
mieczem, lecz w pewnym momencie usłyszał płacz. Postanowił nie narażać
Adelarda na śmierć, więc krzyknął, by sprawdził, skąd dobiegają te
dźwięki. Sam dokończył rozprawianie się z ostatnim stworzeniem i
poszedł rozejrzeć się za kolejnymi przeciwnikami. Jego oczom ukazała się
paskudna kobieta, trzymająca jego współtowarzysza i grożąca mu nożem.
Po cichu wymawiała jakieś niezrozumiałe słowa. Przebiegła
mu przez głowę myśl, że to ona przekonała mieszkańców do podpisania
paktu. Wyciągnął miecz i pobiegł na spotkanie wiedźmie. Zaskoczona, a
zarazem przerażona kobieta podskoczyła i puściła Adelarda, po czym
ukryła się za fontanną. Kiedy inkwizytor dobiegł do niej, błagała o litość.
- Możesz wypowiedzieć swoje ostatnie słowa, nim Cię zabiję. - z wściekłością się do niej zwrócił.
- Ja...jessszcze wrócę. Sssilniejsza. Zobaczyssssz. - zasyczała.
Decimusa ponownie ogarnął gniew. Zamachnął się i szybkim ruchem odciął jej głowę.
W
tym samym momencie wszystko się uspokoiło. Mieszkańcy natychmiast
podbiegli do inkwizytora. Byli niezmiernie szczęśliwi. Opowiedzieli, jak
podstępem zostali zmuszeni do podpisania paktu. Jedna z kobiet
relacjonowała:
“Nasz
najstarszy mieszkaniec nie miał już sił, by pracować. Zgodnie tradycją
pełnił funkcję zarządcy. Targolia, gdyż takie imię nosiła zdrajczyni,
podsunęła mu papiery, mówiąc, że podpis jest potrzebny, aby mógł
przekazać swoją funkcję następcy. Staruszek nie podejrzewał o niecny
postępek nikogo, więc bez zapoznania się z dokumentem podpisał go.
Następnego dnia zmarł, a my nie potrafiliśmy temu zaradzić aż do
dzisiaj. Będziemy Ci wdzięczni do końca życia. Gdy Ty i Twoi ludzie
będziecie w potrzebie, nie wahajcie się i zwróćcie się o pomoc do nas.”
Decimus
zrozumiał, że tu zawsze otrzyma wsparcie. Ta myśl mocno podniosła go na
duchu. Pożegnał się i ruszył wraz ze swoją grupą przed siebie. Nie mógł
jednak zapomnieć twarzy nieznajomej niewiasty.
Wyglądała
na chodzące dobro. Miała w sobie coś anielskiego. Może nawet była
aniołem zesłanym do grzeszników? Tylko szkoda, że spotkał ją taki los.
Ludzie będą ubolewać nad jej śmiercią, bo biło od niej wewnętrzne
piękno. Przed odjazdem jeden z wieśniaków powiedział mu, jak miała na
imię...Karina? Karolina? Nie zapamiętał, lecz kojarzyło się mu z
patrycjuszami, z bogactwem. Rozmyślał i rozmyślał, aż trafili do pewnej
karczmy.
Ciąg dalszy nastąpi
Komentarze
Prześlij komentarz